Szczepanik Piotr - piosenkarz. patriota

 

„SAMKNIĘTY” Rozmowa z Piotrem Szczepanikiem
Polna droga, w tle jakieś chałupy… Pan Piotr wytłumaczył mi jak do Niego trafić ale i tak nie mam pewności czy aby na pewno jadę w dobrym kierunku..? Wydaje się że dalej już nic nie ma, jakieś drzewa i hurra!!! otwarta brama - wjeżdżam w nią i po chwili wyłania się w zaroślach drewniany dom…. Miejsce na ziemi Piotra Szczepanika.

Jak długo mieszka Pan w Sępochowie?

- od 2007 roku. Wcześniej mieszkałem w Wiśniowej Górze koło Starej Miłosnej, też w domu na uboczu..
Dlaczego się Pan stamtąd wyprowadził? Pojawili się nowi sąsiedzi , zaczęli się otaczać w lesie wysokimi murami - nie odpowiadało mi to. Moja przestrzeń wolności zaczęła się mocno ograniczać.

Pochodzi Pan z Lublina , kiedy przeniósł się Pan okolice Warszawy?

- gdy moja pierwsza żona zachorowała na białaczkę chcieliśmy być bliżej lekarzy. Wtedy wynająłem willę w Konstancinie… Gdy zostałem sam nie mogłem się z tego otrząsnąć miałem potrzebę zmiany otoczenia, sądziłem że pomoże mi to zapomnieć o ciężkich przeżyciach. Wtedy znalazłem się w Wiśniowej Górze. Żyłem w lesie ze zwierzętami, końmi, miałem tez 3 czarne dożyce. Wtedy byłem pod silnym wpływem literatury rosyjskiej - Leonida Andriejewa, dlatego swoje suki nazwałem: Agafia, Zbrodnia i Kara. Cenię sobie również rosyjską poezję, a najbardziej Cwietajewą.

Dlaczego akurat ją?
- nie ubierała cierpienia w jakieś barokowe, wystylizowane formy - czasami była wręcz nokautująca, a ja wówczas byłem bardzo otwarty na cierpienie…
a teraz jestem w Sępochowie. Długo szukałam swojego miejsca na ziemi. Tutaj nikt nie zagląda mi do okien. Mieszkam sam. Jestem sam, ale nie samotny. Sporo wyjeżdżam na spotkania związane z muzyką lub do przyjaciół, kiedy tylko czuję taką potrzebę…
Moje życie było bardzo intensywne. Sporo podróżowałem po świecie, choć nie cierpię latać. Moją zmorą byli celnicy na lotniskach. Ponieważ podróżowałem zawsze z gitarą wielokrotnie przetrzepywali mój futerał w poszukiwaniu narkotyków. Po wielu godzinach lotu wyglądałem na zmęczonego, do tego artysta - na pewno musi być narkomanem… więc szukali za każdym razem , a ponieważ nic nie znajdowali wylewali na mnie swoją frustrację.
Pamiętam szczególnie  jeden z wyjazdów. Podpisałem kontrakt zagraniczny na występy ale warunkiem było że muszę się tam szybko dostać. Paszport miałem już przy sobie - trzeba było jeszcze odebrać zarezerwowany bilet lotniczy. Udałem się więc do Orbisu, a tam pewien radziecki dyplomata wpadł przez drzwi i usiłował bez kolejki wykupić bilet do Genewy. Nie miałem na to zgody i doszło do ostrej dyskusji, prawie do szarpaniny. Mój znaczek Solidarności tylko podgrzał atmosferę. Wiele wtedy ryzykowałem, bo lot do Sydney był z przesiadką w Moskwie… Na szczęście on nie poznał mojego nazwiska… Jestem konsekwentny i nigdy się nie wycofuję. Mam silne poczucie sprawiedliwości.

Zyskał Pan wielką popularność przez takie utwory jak : Żółte kalendarze, Goniąc Kormorany, Kochać, Nigdy więcej, Zabawa podmiejska - ale przecież to nie jest jedyny kierunek w Pana muzycznym świecie?
to prawda. Ja osobiście bardzo cenię sobie cykl koncertów, które dawałem razem z Ewą Gałkowską w 1981 roku w polskich świątyniach pt.” Pieśni. Poezja polskich powstań narodowych”. Matką tego projektu była Maria Janion z Politechniki Warszawskiej. Podarowała mi swoją książkę pt. „Reduta. Romantyczna poezja niepodległościowa” z dedykacją, żebym to wszystko zaśpiewał…. to było wielkie wyzwanie…. Cykl był z okazji 150 rocznicy Powstania Listopadowego. Wystąpiliśmy w Muzeum Narodowym. Tak się jakoś stało że program nie został zarejestrowany… Takie to były czasy…
w świecie muzycznym zawsze byłem trochę outsiderem, trzymałem się na uboczu, nie wchodziłem w układy i układziki, trochę było pod górkę, ale udało mi się pozostać sobą…

Piotrze - nie był Pan nigdy członkiem Solidarności, ale zawsze był Pan jej blisko.

 

Dlaczego tak?
nosiłem znaczek Solidarności i pod nim kształtowało się moje życie - wierność ideałom.
Solidarność - co to dla Pana oznacza?
Każdy człowiek ma do wypełnienia jakąś misję. Moją jest być solidarnym z tymi, którzy tego potrzebują. Moja misja to być solidarnym, uczciwym, empatycznym.

W jaki sposób był Pan solidarny?
w 1988 roku gdy ogłosili drugi strajk w Stoczni Gdańskiej od razu pojechałem do stoczni ze swoim sprzętem nagłaśniającym. Często występowałem więc miałem własne, profesjonalne wyposażenie  ( nie mogłem przecież śpiewać do mikrofonów, z których czytali księża ). Właśnie mój sprzęt odegrał bardzo ważną rolę w czasie strajku. Byłem tam przez cały czas. Spałem na trzech krzesłach , a bracia Kaczyńscy pod stołem…
Kiedy strajk się skończył po 10 dniach i mogliśmy wyjść w końcu ze stoczni postanowiłem zjeść coś dobrego i poszedłem do knajpki w piwnicy na przeciwko wyjścia ze stoczni. Wszedłem, zamówiłem obiad i wtedy właścicielka powiedziała do kelnerki „idź do zegarmistrza i sprawdź która jest godzina?”. Po chwili pojawiło się przy mnie dwóch panów ( zegarmistrzów ) w wysokiej randze i zaczęli w sposób bardzo prowokacyjne opowiadać o moim życiorysie usiłując mnie sprowokować. Nie dałem się. Zjadłem, zapłaciłem i wyszedłem. Miałem 2 możliwości - mogłem pójść w prawo lub w lewo - na wprost były tory tramwajowe i zakaz. Coś kazało mi jednak pójść prosto - tam gdzie nie można było iść. Kiedy się obejrzałem zobaczyłem,  że po obu stronach czekało po 3 mundurowych i po 3 cywili , oraz milicyjna suka. To w niej miałem prawdopodobnie wylądować po awanturze w restauracji…
    Doskonale znałem Księdza Jerzego Popiełuszkę. Wielokrotnie występowałem z pieśniami narodowymi w kościele Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu wraz ze swoją aparatura nagłaśniającą. Naturalnie z tego powodu byłem pod ścisłą obserwacją służby bezpieczeństwa. Przekupili nawet miejscowego recydywistę w Wiśniowej Górze żeby podpalił moją stajnię ( jetem koniarzem ! ) ale w ostatniej chwili recydywiście zrobiło się żal koni i podpalił stodołę…. Cała wieś gasiła ten pożar…

Jak Pan odbiera świat zewnętrzny? Jaki on jest wobec Pana?
mam dużą wdzięczność dla świata za moje piosenki, które wielu ludziom kojarzą się z młodością , a młodość to beztroska…. To jest moje prawdziwe honorarium od losu, bo w tamtych czasach na moich piosenkach zarabiali wszyscy oprócz mnie samego… 

Piotrze - jak Pan zaczął śpiewać?
pierwszą piosenka jaką śpiewałem było serce w plecaku i potem to przerodziło się w namiętną przygodę literacką związaną z polskimi powstaniami narodowymi.

Kiedy Pan zrozumiał, że dostał Pan od Boga szczególny talent?

myślę że wszyscy dostajemy jakiś talent ale niektórzy młodzi nie zdając sobie z tego sprawy niszczą to jak ci, którzy przedkładają formę nad treścią…. Ja od urodzenia byłem introwertykiem, odmieńcem - to było czasem bolesne, ale nie musiałem niczego udawać…

Jaka cenę Pan za to płacił?

- niezbyt wysoką. Było mi zawsze dobrze w samotności. Ktoś o mnie kiedyś napisał „SAMKNIĘTY”. Prawda że miałem dwie żony , ale przecież można być samotnym nawet w związku… Samotność może być radosna. Jest taki wiersz Emily Dickinson
„Za każdą chwilę ekstazy
Płacimy w udręki monecie —
W myśl chybotliwej proporcji
Upadków i uniesień.”

Jak Pan zwykle spędza święta , samotnie?
- ależ skąd! z rodziną. Siostrą. Mam syna z drugiego małżeństwa, ale mieszka w USA…
 Święta to czas wyjątkowej kontemplacji ,ale do spędzania czasu z samym sobą trzeba dojrzeć.

Piotrze - czy jest coś, czego Pan w życiu żałuje?

cóż, w życiu każdego z nas powszechnym jest grzech zaniechania ale dobrze jest czasami o tym pomyśleć i z pokorą ( jestem wierzący ) mówić : mea culpa ( moja wina ), ale nie zawsze byłem tak uduchowiony jak dzisiaj…

Co oznacza dla Pana wiara?

wiara, nadzieja, miłość. Rozbieranie tego na czynniki pierwsze byłoby błędem. Bez wiary czułbym się słabszy i pusty. Wiara sprawia, że samotność nie jest udręką. Nie prowadzę bogatego życia towarzyskiego ale nie jestem też w zakonie Kamedułów…

Wspomniał Pan o muzyce, że słucha dobrej muzyki z różnych gatunków, proszę o rozwinięcie…
z muzyką, która jest najbardziej abstrakcyjną ze sztuk jest chyba podobnie jak z wiarą… w dążeniu do transcendencji .. do przeżyć…

Ale przecież wiara nie jest abstrakcyjna ?

nie do końca.  Tak naprawdę „wierzę bo chcę „ w głębi duszy to czysta abstrakcja.
ale wracając do muzyki. Słucham jazzu, muzyki poważnej ( ostatnio III symfonii Pieśni żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego ), Rachmaninowa. Kiedy dużo podróżowałem po świecie w tamta stronę wiozłem w walizce rzeczy osobiste,a z powrotem płyty winylowe. Uzbierała się kolekcja kilkuset. Słucham tez muzyki relaksacyjnej , mistycznej, indiańskiej i cygańskiej.
/ Podczas wywiadu z głośników sączą się delikatne dźwięki wygrywane przez Carlosa Nakai z plemienia Nawaho - muzyka indiańska /

A jaki ma Pan stosunek do własnej muzyki, twórczości?

nie lubię siebie słuchać ani oglądać… może to jakaś forma choroby…( śmieje się ) zawsze gdy siedziałem w jakimś towarzystwie i włączali moja piosenkę opuszczałem lokal… Zagrałem główna role w filmie Cham według Orzeszkowej. Kiedyś będąc gościnnie w Kalifornii gospodyni domu chciała mnie uhonorować i włączyła ten film, a ja wyszedłem na czas emisji do ogrodu..
piosenki to dla mnie forma ucieczki. Nie śpiewam własnych tekstów , bo pewnie miałbym większy opór aby własny tekst wykonać, ale za to zawsze rozmowy ze mną zawsze były inspiracją dla autorów tekstów moich piosenek. Ja byłem pomysłodawca a  oni pisali…

Czy Pan siebie nie akceptuje?

ciężko mi przychodzi gdy inni mnie nazbyt chwalą. Nie obchodzi mnie co ludzie o mnie mówią ale nie znoszę pochlebstw.

W takim razie jak Pan sobie radził ze sławą?
ja się chowałem. Rzadko udzielałem wywiadów, pracowałem z ludźmi - inni byli od tego…

Kiedy cała Polska śpiewała Żółte kalendarze a dziewczyny piszczały na Pana widok czy Pana partnerki nie były zazdrosne?
Jeśli nawet tak to nie dały tego po sobie poznać…Nie należę do ludzi, których ambicja byłoby dawanie komuś powody do zazdrości…

Czyli Pana partnerki to szczęściary?

też tak uważam….

Panie Piotrze, co jest dla Pana najważniejsze w życiu?

może to dziwne ale ‚samknięty” - bardzo identyfikuje się ze swoją indywidualnością. Tak sobie to życie wymyśliłem…nikt mnie tu nie wypędzał. Życie w zgodzie ze sobą to najlepsze, co człowiek może sobie zafundować, często potrzeba wielu lat aby do tego dojrzeć….

Pięknie dziękuję za romowę. Monika Gawrylak