JOZIO Z WAŁBRZYCHA

Józio powitał nas na lotnisku w Telawiwie. Zakontraktowaliśmy go jako Przewodnika po Ziemi Świętej. Od pierwszych minut zaczął opowiadac swoją historię...
Józio Wolf wyjechał z Polski 1957 roku ( a raczej został wyrzucony przez Gomółkę wraz ze swoją rodziną z Polski i deportowany do Izraela). Każdy mógł zabrać, walizkę z rzeczami osobistymi , 1 łóżko, 1 szafę, 1 rower na osobę. Transport odbył się na koszt rządu polskiego. Józio miał wtedy 9 lat. Dla niego to był ogromny szok, albowiem wcześniej nie wiedział, że jest Żydem.
Rodzice skrzętnie to przed nim ukrywali z obawy o los syna. Oboje byli ofiarami holocaustu. Matka była więźniem Oświęcimia, Ojciec Majdanku. Oni przyżyli, ale ich małżonkowie, dzieci i rodzina nie. Spotkali się w 1945 roku w obozie przyjściowym, szybko się pobrali i chcieli założyć rodzinę i zapomnieć na zawsze o koszmarze, jaki przeżyli. Nigdy jednak nie zapomnieli....
Józio opowiada, że jego matce co noc śnili się Niemcy - słyszała stukot ich butów i widziała, jak po nia idą.... Budziła się przerażona szlochając.
Kiedy urodził się Józio matka nie zgodziła się, by obrzezac niemowlę. Nie chciała, aby ktokolwiek się dowiedział, że są Żydami... Ale ludzie wiedzieli... Józio czuł, że coś jest nie tak, że jest traktowany inaczej , niż pozostałe dzieci. Kiedy był w drugiej klasie i dzieci miały iśc do I Komunii Świętej dzieci chodziły do kościoła na spotkania, on też chciał z nimi chodzić, ale matka mu zabraniała. Kazała mu zostawać w domu. Kiedyś poszedł ze swoim przyjacielem na spotkanie do kościoła. Doszedł tylko pod drzwi wejściowe. W nich stał ksiądz, który zakazał mu wejść do środka.....
Stał całą godzinę pod drzwiami i płakał. Nie znał drogi do domu, musaił czekać na kolegów, bo nie wiedział jak wrócić...
Nagle znalazł się w Izraelu - obcy kraj, obcy ludzie, obcy język - nie znał nawet jednego słowa po hebrajsku, a musiał chodzić do szkoły.
Codziennie matka zaprowadzała go do szkoły i czekała na zewnątrz , aż skończą się lekcje... Przez wiele miesięcy nie rozumiał z lekcji zupełnie nic....
Znowu był inny , niż pozostałe dzieci i nikt nie chciał się z nim bawić. Dzieci przezywały go "chodź do domu" , bo matka wciąz tak go nawoływała....
Byli biedni. Józio do dzisiaj nie może zapomnieć, jak kiedyś idąc z ojcem ulica zobaczył ciepłą kukurydzę, którą sprzedawali na ulicznym straganie. Poprosił ojca, żeby mu kupił, ale ojciec odmówił. To był rosły, silny mężczyzna. Tego wieczora Józio po raz pierwszy w zyciu zobaczył jak ten wielki mężczyzna siedzi i płacze z twarzą ukryta w dłoniach. Płakał z bezsilności, bo nie mógł dziecku kupić jedzenia....
Potem tata Józia otrzymał zlecenie na budowę instalacji klimatyzacyjnej  sieci hoteli nad Morzem Martwym i ich los się odmienił...
Do dzisiaj jednak żywe sa wspomnienia, jak matka gromadzi zapasy po 30 kg cukru i puszek z mięsem w szafie i przez 30 lat nie pozwala tego nikomu tknąć, bo to zapas na czarna godzinę... Dopiero po jej śmierci wyrzucili wszystko....
Józio prowadził bujne życie w Izraelu - miał trzy żony , z niejednego pieca chleb jadał i wielu rzeczy próbował.... Od 30 lat jest przewodnikiem wycieczek po Izraelu - pracuje w językach : hebrajskim, angielskim, niemieckim, polskim...